Przygotowania do przeprowadzki
Po powrocie z Kursu Instruktorskiego miałam tylko tydzień, by pozałatwiać wszystkie sprawy przedwyjazdowe i spakować cały swój dobytek. Na szczęście, egzamin instruktorski zdałam w piątek (30 sierpnia) do południa, mogłam więc od razu wracać z Warszawy do Lublina. Bezpośrednio po powrocie odwiedziłam Rodzinkę, zdążyłam jeszcze zobaczyć się z Miłką, tuż przed jej wyjazdem do Hiszpanii, a także z Agą, Piotrkiem i Alinką, którzy też akurat gościli u BiMów.
W sobotę zajęłam się wypisywaniem zaproszeń ślubnych dla mojej części gości weselnych, by przed wyjazdem zdążyć je wysłać, oraz osobiście rozdać. W międzyczasie zaczęłam robić selekcję ubrań, które zabieram do Norwegii.
W niedzielę odwiedziłam z zaproszeniem Dziadka i Babunię, skorzystałam z okazji, by opowiedzieć o wszelkich nowościach u mnie, a także dowiedzieć się ze szczegółami o ich sprawach.
W poniedziałek ruszyłam z Mamą do miasta na zakupy (nieprzemakalna, oddychająca, przeciwwiatrowa kurtka, żelazko, deska do prasowania, suszarka do ubrań, poduszki). Odebrałyśmy od jubilera obrączki (są prześliczne), zostawiłam je u rodziców do przechowania aż do grudnia. Poszłyśmy do krawcowej na umówione spotkanie, ustaliłyśmy ostateczny kształt i wygląd sukni ślubnej. Niesamowite było, że krawcowa znalazła i kupiła satynę na suknię w identycznym odcieniu, w jakim ja zamówiłam i kupiłam buty ślubno-taneczne, które przyniosłam ze sobą. Satynowe obicie butów wyglądało tak, jakby było robione wręcz do tej kreacji. Całość będzie na pewno piękna! Wieczorem odwiedziłam ciocie Misię i Hanię. Podczas kolacji, przy okazji wręczenia zaproszeń, miałyśmy czas na pogawędkę.
We wtorek rano pojechałam do Taty do pracy, stamtąd miałam blisko do Parku Naukowo-Technologicznego na Felinie, gdzie przed próbą orkiestry spotkałam się ze znajomymi z mojej „byłej” pracy. Czasu na rozmowy nie było wiele, ale wręczyłam zaproszenia kilku osobom, i pożegnałam się oficjalnie przed wyjazdem do Norwegii. Najbliżsi i tak byli wtajemniczeni od kilku miesięcy w moje plany, jednak po wakacjach była to pierwsza i jedyna okazja, by się z nimi spotkać chociaż na moment. Potem odwiedziłam administrację Teatru, w kadrach pozałatwiałam ostatnie formalności (zajęło to aż godzinę), i pojechałam do Krępca, gdzie z Agatką i Alinką spędziłam przemiłe dwie godzinki. Wracając razem z Tatą, wstąpiliśmy do Obi po kilka materiałów potrzebnych do wykańczania mieszkania przed wynajęciem oraz do Norwegi. Resztę popołudnia spędziliśmy pracowicie – Tata przy remoncie, ja przy pakowaniu.
Środa to dalsze pakowanie i porządkowanie mieszkania (przy pomocy Kacpra i Taty). Wieczorem spotkałam się z moją przyjaciółką Asią, która będzie naszym świadkiem na ślubie. Wręczyłam jej zaproszenie (nad którym to ona spędziła sporo czasu, by je zaprojektować i dostosować do naszych wymagań), podczas ożywionej pogawędki czas szybko zleciał. Potem spotkałam się z Markiem, z którym nie widziałam się od kilku miesięcy. Czasami wyznaczenie konkretnego terminu na spotkanie, bez możliwości przełożenia go na bliżej nieokreślony czas, jest najlepszym sposobem dla zabieganych osób, by się zobaczyć.
W czwartek bardzo męczył mnie ból zęba (a dokładniej całej prawej strony szczęki), do tego stopnia, że zdecydowałam się na natychmiastową wizytę u dentysty. Jedyną możliwością, by się przekonać co się dzieje, było rozwiercenie. Okazało się, że wdała się zgorzel i trzeba było zatruć zęba. Wprowadziło to sporo komplikacji w moje plany, ponieważ 2-3 tygodnie później trzeba zaczynać leczenie kanałowe, a ja przecież w tym czasie już będę w Norwegii, gdzie leczenie stomatologiczne jest bardzo drogie. Po rodzinnych naradach postanowiłam przylecieć specjalnie w tym celu do Lublina pod koniec września. Podczas reszty popołudnia i cały wieczór intensywnie się pakowałam, razem z rodzicami i Kacprem. Udało się nam spakować do pożyczonego od Piotrka samochodu cały mój dobytek (kanapę, skrzynię z harfą, małą harfę, rower, książki, ubrania, buty, płyty, nuty, naczynia, sprzęty gospodarstwa domowego, itd.). Jako, że nie miałam już na czym spać, ze wszystkim pojechaliśmy do domu rodziców, gdzie spędziłam ostatnią dobę przed wyjazdem.
W piątek razem z Mamą poszłyśmy na ostatnie drobne zakupy, potańczyłam trochę z Wojtkiem kizombę (pokazał mi kilka nowych figur z Bachaturo), i czas zleciał aż do wyjazdu.
O tym co było dalej, dowiecie się z kolejnego postu. Pozdrawiam gorąco!
Najnowsze komentarze