Wakacje 2015
W te wakacje działo się u nas naprawdę sporo. Po raz pierwszy wybieraliśmy się do Polski z synkiem. Najpierw trzeba było załatwić paszport. Maciek leciał do Oslo do konsulatu, okazało się jednak, że zdjęcia zrobione Kubusiowi przeze mnie są złej jakości, widoczne są na nich piksele, więc trzeba zrobić jednak profesjonalnie u fotografa. Po raz kolejny trzeba też było wziąć moją zgodę na wydanie paszportu poświadczoną u notariusza (za pierwszym razem było chyba coś nie tak). Dosłaliśmy brakujące dokumenty (i potwierdzenie opłaty), i w ciągu dwóch tygodni paszport został wydany i przesłany nam pocztą.
Do Polski leciałam z Kubusiem samolotem. Maciek jechał samochodem, miał prom z Kristiansand dwa dni po naszym wylocie. Bardzo mi się przydało na lotniskach nosidełko Manduca, dzięki któremu noszenie synka było wygodne i mniej męczące niż na rękach. Przed odlotem nawet zasnął na dwadzieścia minut, gdy czekaliśmy na rozpoczęcie boardingu. W samolocie był bardzo dzielny, jadł podczas startu i lądowania, pourzędował mi na kolanach prawie godzinę, a nawet się porządnie zdrzemnął. Z Okęcia odebrali nas Agatka i Piotrek z Alinką. Niestety okazało się, że Kubuś niezbyt dobrze znosi długie podróże samochodem – już w okolicach Lublina strasznie płakał w foteliku, przemęczył się prawie godzinę.
Razem z synkiem gościliśmy najpierw u Agatki, Piotrka i Alinki, potem u Miłki, a po tygodniu przenieśliśmy się do dziadków, którzy wrócili wtedy z Mazur. Dołączył do nas Maciek, który na początku urlopu był u swoich rodziców. Trochę było załatwiania formalności dotyczących wyrobienia Kubusiowi polskiego aktu urodzenia a także dowodu osobistego, ale udało się zdążyć (i przed chrzcinami i przed powrotem).
25 lipca całą rodziną udaliśmy się do Ełku na ślub Kacpra z Ewą. Mimo, że ślub był o 18, a wesele rozpoczęło się po 20, to udało się Kubusiowi poimprezować na pierwszym w jego życiu weselu aż dwie godziny. Po usypianiu synka i wspólnej drzemce, załapałam się jeszcze na dwie ostatnie godziny, dzięki Agatce, która po tym jak Alinka zasnęła, została z Kubusiem. Biedny Maciek, większość wesela spędził beze mnie, ale radził sobie podczas tych godzin mojej nieobecności integrując się z wujkiem Stefanem z Chicago 😉 Ja i tak się cieszę, że potańczyliśmy sobie nad ranem, że widziałam przepiękny pierwszy taniec Młodej Pary, a także pokaz kizomby w wykonaniu Wojtka i Sofii (która przyleciała specjalnie z Włoch).
Tydzień później, 2 sierpnia, chrzciliśmy Kubusia w parafii pw. Bł. biskupa Władysława Gorala podczas mszy o godzinie 12. Chrzestnymi rodzicami zostali Miłka oraz Tomek, brat Maćka. Następnego dnia Maciek już musiał wracać, my z synkiem zostaliśmy jeszcze prawie dwa tygodnie w Lublinie.
14 sierpnia razem z Miłką lecieliśmy z Okęcia do Norwegii. Kubuś miał ciocię ponad tydzień, potem zaś ciocia już wróciła do Lublina, wymieniając się z babcią, która pobyła u nas kolejny tydzień.
Podczas wakacji Kubuś poznał całą lubelską rodzinkę (a także kilka „cioć” spoza rodziny), każdego bardzo polubił, ale ulubieńcem chyba został dziadek Marek. W lipcu pojawiły się dwa pierwsze ząbki – dolne jedynki; synek zaczął samodzielnie siadać, próbował coraz więcej różnorodnego jedzenia, zaczął korzystać z nocnika. W sierpniu już coraz sprawniej pełzał, a pod koniec miesiąca już zaczął wstawać.
Najnowsze komentarze