Koniec ciąży

Dawno nie pisałam, sporo się działo pod koniec ciąży. Prawie cała przebiegała bez problemów, i ja i Maluszek byliśmy zdrowi. Dopiero od połowy listopada, czyli od mniej więcej 37 tygodnia ciąży, położna zaniepokoiła się moimi wynikami. Miałam wysokie ciśnienie (w porównaniu do poprzednich miesięcy) oraz wysoki poziom leukocytów w moczu. Zaczęłam przychodzić do niej częściej na kontrole, jednak nie było lepiej. Miałam sporadycznie bóle głowy, bardzo spuchnięte stopy, a nawet raz drżenie rąk. To wszystko wskazywało na zatrucie ciążowe. Dwa razy dostałam skierowanie do szpitala w Stavanger na kontrolę. Pierwszy raz, 1 grudnia, zrobili mi ktg, usg oraz zbadali ciśnienie i poziom leukocytów, po czym puścili do domu. Drugi raz, 4 grudnia, po takim samym zestawie badań, zostałam zatrzymana na obserwację.

Następnego dnia lekarz (okazało się, że to znajomy perkusista ze Stavanger Musikkorps) już nawet gotów był mnie wypuścić do domu, gdy zobaczył moje spuchnięte stopy. Od razu podjął decyzję, że z powodu ryzyka rozwinięcia się tego zatrucia ciążowego, najlepiej będzie wywołać poród. Powiedział, że wieczorem dostanę tabletkę na wywołanie, prawdopodobnie przez noc jeszcze nic się nie będzie działo, więc w sobotę (a może i w niedzielę) będę dostawać doustnie tabletki co dwie godziny, maksymalnie sześć na dzień.

Okazało się jednak, że akcja porodowa nastąpiła niesamowicie szybko. O 20:30 dostałam tabletkę, zaraz potem odeszły mi wody, dostałam coraz silniejszych skurczy, po 23 przyjechał Maciek i zaraz potem zwieźli mnie na porodówkę. Dostałam w ramach znieczulenia maskę z gazem rozweselającym.

6 grudnia 2014 o godzinie 0:25 przyszedł na świat nasz syn – Jakub Marek 🙂

 

1 Comment

  1. Agata
    18 maj 2015

    Już prawie pół roku!
    Może opiszesz zajęcia muzyczne i zamieścisz filmik z koncertu końcowego? 🙂 W miarę świeży temat…

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *