I po kursie

Dwa tygodnie minęły bardzo szybko oraz intensywnie. Miałam dość ograniczony dostęp do internetu, więc nie miałam możliwości uaktualniania na bieżąco bloga. Poza tym nawet nie miałabym na to czasu ani siły.

Pierwsza część kursu była najbardziej intensywna pod względem taneczno-fizycznym. Zajęcia były na wysokim poziomie, prowadzący przypominali, że nie uczymy się tańczyć, lecz metodyki nauczania. Także musiałam w przyspieszonym tempie zdobyć podstawy tańca klasycznego, jazzowego, współczesnego, hip-hopu, towarzyskiego, oraz tańców narodowych. Najbardziej wymagające zajęcia były z baletu i z jazzu, nie dość, że trzeba było mieć ogromną kondycję fizyczną, rozciągnięte ciało, to oprócz tego konieczna była znajomość specjalistycznych określeń po francusku i angielsku. Okazało się, że nie wystarczy chodzić na zajęcia, aby zostać dopuszczonym do egzaminu – z większości przedmiotów praktycznych odbywały się zaliczenia (nawet na oceny, które niby nie miały mieć wpływu na wynik egzaminu). Mieliśmy też zaliczenie w formie ustnej i pisemnej z rytmiki. Chociaż zasady muzyki są dla mnie znane od dawna, to nowością była dla mnie nauka taktowania rękami i chodzenia odpowiednimi krokami oznaczającymi konkretne wartości rytmiczne.

W drugiej części kursu większość przedmiotów praktycznych została zaliczona, i pojawiło się więcej wykładów z ogólnej teorii, z której nasza wiedza była potem sprawdzana na egzaminie końcowym organizowanym przez Polską Akademię Sportu. Kilka wykładów mieliśmy w blokach nawet po pięć godzin lekcyjnych pod rząd (z jedną piętnastominutową przerwą).

Najbardziej żałowałam tego, że moja specjalizacja miała stosunkowo najmniej zajęć w swojej dziedzinie w porównaniu z innymi. Ale cóż, nie uczęszczaliśmy na ten kurs, by się dokształcić w salsie (w moim przypadku), lecz zdobyć bardziej wszechstronną wiedzę taneczną, a także metodyczno-teoretyczną.

Warte zaznaczenia jest to, że uczestnicy tego kursu byli od samego początku zgrani ze sobą. Już w pierwszych dniach pomagaliśmy sobie nawzajem, tłumacząc oraz ucząc kolegów z innych specjalności. Założyliśmy grupę na facebooku, gdzie umieszczaliśmy pomocne materiały, pytania, porady itd. Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu na integrację, na wspólne wyjścia. Mogę mieć tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się spotkać z niektórymi osobami.

Po zakończeniu kursu odbyły się egzaminy – najpierw pisemny z części ogólnej, organizowany przez PAS. Z zakresu wszystkich przedmiotów (które wymieniałam w poprzednim poście) mieliśmy wybrane sześć pytań, w ciągu godziny trzeba było napisać odpowiedzi. Po egzaminie pisemnym zdawaliśmy w grupkach po cztery lub sześć osób egzamin z części tanecznej. Każdy miał wylosowany kilka dni wcześniej temat lekcji, której fragment miał poprowadzić (mój to ladies styling na poziomie początkującym, pierwsze zajęcia dla pań, choreografia), oprócz tego trzeba było odpowiedzieć na dwa pytania na poziomie podstawowym, oraz dwa na zaawansowanym ze swojej specjalizacji. Trafiłam na zestaw podstawowy z pytaniem z hip-hopu oraz z salsy liniowej New York. W zestawie zaawansowanym miałam salsę kubańską w parach, podstawowe figury damskie i męskie, oraz znowu salsę liniową NY (tym razem musiałam doklaskać rytm clave).

Z tego egzaminu dostałam 4+ (5 teoria, 4 praktyka), i czekam na wyniki egzaminu pisemnego, powinny być przed najbliższym weekendem. Dopiero gdy dostanę potwierdzenie, że rzeczywiście zdałam wszystko, zacznę chyba naprawdę czuć się instruktorką tańca.

 

Edycja:

Otrzymaliśmy wyniki egzaminu pisemnego. Na 53 osoby, 3 były zwolnione z egzaminu, a 7 nie zaliczyło. Mnie udało się zaliczyć egzamin, teraz tylko czekam na otrzymanie certyfikatu. Będę mogła zacząć działania prowadzące do pracy w zawodzie instruktora tańca.

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *